Śledź mnie na:

Wiem, że ostatnio pisałem Wam o przesileniu kwasowo-IPowym w zimie, ale z tym piwem jest trochę inaczej. Siedząc w domu (i mając w piwnicy spory wybór) mogę sobie raz na jakiś czas pozwolić na coś... letniego. Tak było tym razem, bo miałem dziwne wrażenie, że nawet jakiś słabszy stout mógłby mnie zapchać.

Cyrulik jest dość dziwacznym tworem, bo jak inaczej nazwać coś kwaśnego i wędzonego zarazem. Nie ma co się dziwić, bo piwo uwarzone było na Beer Geek Madness. Browar Profesja raczej wie co robi, dlatego nie skończę chyba jak kumpel kiedyś... po wypiciu 3 grand championów wędzonych (to już historia na kiedy indziej).


Etykieta typowa dla Profesji, oczywiście z krasnalem. Mimo dużej ilości tekstu podoba mnie się, jak zwykle. Piwo w kolorze jasnego złota, może delikatnie wchodzi w słomkę (ale na moje oko zbyt ciemne na to jest). Piana wysoka, biała i zdawałoby się, że mocno zbita. Dość szybko jednak opada bardzo ładnie chwytając się przy tym ścianki szkła.


Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo była mi potrzebna taka wędzonka w tym stylu. W fajnie intensywnym aromacie delikatnie dominuje bowiem takie połączenie oscypka z szynką wędzoną. Jak się mocno zaciągnie człowiek, to wyczuje też trochę jogurtu, jak to na ten styl przystało. Sama wędzonka nie jest nachalna i czuć, że piwo będzie raczej orzeźwiające i lekkie.

No... i jest fajnie. Lekko i zwiewnie nawet można rzec. Wysycenie wysokie, ale też bez przesadyzmów znacznych. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to zabranie Cyrulika do plecaka do lasu, czy to na rower, czy też na zwykłą przechadzkę. Berliner Weisse jest wręcz idealny do tego. Kwaśność, taka w sam raz. Profil czysty, mlekowy. Lekka pszenica w tle i trochę owocowości, taka cytrynka, albo i sam zest z niej. Dopiero po dwóch, trzech łykach czuć też wędzonkę. Ta jednak delikatnie, ale z klasą, komplementuje resztę. Goryczki nie ma, bo nie jest w tym stylu potrzebna. Finisz dość krótki, ale z jogurtowym przytupem bakteryjnym. Nie dość, że jest to bardzo proper berliner, to jeszcze z fajnym twistem. Jak się zrobi cieplej, to będzie idealny na wypady.

----------

Styl: Smoked Berliner Weisse
Alk: 3,6% Obj.
Ekstrakt: 9° Plato.
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny wędzony bukiem, pszeniczny), chmiel, drożdże Grodziskie, bakterie (Lactobacillus Brevis, Lactococcus Lactis, Lactobacillus Plantarum, Lactobacillus Delbrueckii).
Do spożycia: 18.01.2021


Byłem ostatnio we Wrocławiu na weekend i się załamałem. Ci, co obserwują profil na fejsie wiedzą już o tym. W skrócie: na 18 kranów w jednym z multitapów były tylko 2 piwa ciemne. Reszta to ipy-sripy lub kwasy głównie. W lutym. Jak ja mam przeżyć te wiatry halne i chłód na dworze? Z tego co pamiętam to Idiota z Trzech Kumpli ratował jakoś sytuacje.

Przyjechałem do domu i postanowiłem wypić coś innego. Coś, co tym wszystkim kwasom orzeźwiającym mogłoby napluć na brodę, potocznie mówiąc. Dlatego właśnie wyciągnąłem funky kwasa z browaru Piwojad, ich najnowsze piwo. Wiecie dlaczego? Bo to piwo pokazuje, że można zrobić coś w stylu, ale na chłodne dni. Żeby było zabawnie do tego piwa trafiło 9 różnych szczepów dzikich drożdży oraz bakterii.


Buteleczka smukła i unikatowa, browar lubi swoje lepsze piwa wlewać do takich właśnie. Do tego specjalnie szkło z grafiką z etykiety. Chyba nie muszę Wam mówić, że jest to moje ulubione szkiełko od czasu, kiedy je dostałem?  Piwo ma dość specyficzny kolor, taka miedź połączona z wiśnią. Przyciemniona w dodatku i lekko zmętniona (dość dużo syfu zostało na dnie butelki). Piana nieistniejąca.


Czytałem w internetach, że aromat wywala z butów. Może i byłaby to prawda gdyby nie fakt, że troszku temu werwy brakuje (czyt. intensywności). Czuć, że funk pochłonął chłopaków, bo stajni w tym nie brakuje, brudnych koni też. Do tego rodzynki i bliżej nieokreślona nuta rudej z Bowmore. Po ogrzaniu dodatkowo wchodzi beczka, drewno w sensie. Szczerze? Jakby całość była mocniejsza, to bym się za takiego kopa w nos nie obraził. Nie jest to typowy, craftowy miks polski - czyli tona chmielu nowofalowego i tyle.

Chciałem kopa, to mam. Ale dlaczego prosto w zęby? Łojezusie co tutaj się dzieje w tym szkle. Na początku muszę nadmienić, że ciałko jest dość zdradliwe. Niby nic takiego, pije się w miarę szybko i bezproblemowo. Wysycenie średnie, do wysokiego w dodatku. Tylko, że... to ma ponad 11% alko, którego w ogóle nie czuć. Można to pomylić z wyrazistym i mocno funky kwasem (takie uproszczenie). No to tak... znowu funk, ale z przeważającą derką. Do tego rodzynki, melasa i chyba wiśnia. Gdzieś w tle są nawet nuty palonego koźlaka, zadziwiające. Całość kwaśna od bakterii, ale z umiarem (chociaż początkujący beergeek miałby problem). Goryczka taka trochę nieistniejąca, ale przy takim piwie mnie to jakoś nie dziwi. Na finiszu unikat, bo jak inaczej można nazwać kwaśną beczkę/drewno z odrobiną wanilii? Podsumowując... piwo na pewno wyjątkowe. Jest w nim lekki chaos, ale o dziwo przemyślany na swój sposób. To, jak czasami kwas (a raz funk, wymieniają się) wychodzą przed szereg i dominują przez dosłownie pół sekundy jest atutem w tym przypadku. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to to, że nie wyczuwam w tym torfu z Bowmore.

----------

Styl: Dark Strong Wild Ale Bowmore BA
Alk: 11,5%
Ekstrakt: 21°
IBU: b/d
Skład: słody jęczmienne, chmiel, drożdże, bakterie.
Do spożycia: 15.11.2021


Mam taką teorię, że oświetlenie w kuchni powinno się dobierać tak, aby ułatwić sobie blogowanie. Byłem ostatnio u szwagra na jego nowym mieszkaniu i w końcu założył z żoną ledy nad blatem w kuchni. Nie raz robiłem zdjęcia piwa właśnie na blacie kuchennym i doceniam dobre oświetlenie w tym miejscu. Muszę przyznać, że wybrali dobrze.

Delikatnie cieplejszy odcień oświetlenia pasował do piwa, nie wspominając już o wieczorze z planszówkami przy muffinkach. Trochę bałem się o nowe panele, bo wyczytałem gdzieś w necie, że akurat to konkretne piwo ma problem z przegazowaniem... Na szczęście nie w tym przypadku.


Etykieta nie wyróżnia się niczym szczególnym, jak każda z tej serii. Luźno nawiązuje do zabaw/placu zabaw. Dziwi mnie za to to, że browar nie załatwił sobie jeszcze kapsla firmowego. Logo wyglądałoby pięknie na białym tle. Piwo z początku wydawało się czarne, ale jak się dobrze przyjrzy człowiek to zauważy bardzo ciemny, brunatny odcień. Piana bardzo wysoka, trochę dziurawa miejscami. Trzyma się jednak dzielnie fajnie zdobiąc ścianki szkła przy opadaniu.


Po takim piwie spodziewałbym się bardziej kopnięcia w twarz, jeżeli chodzi o aromat oczywiście. Niestety mimo dość fajnych zapaszków całość nie za bardzo miała moc, aby się przebić. A byłoby co wąchać, oj byłoby. Jest czekolada mleczna, karmelowe cukierki i nuta marcepanu. W tle słabnące orzechy. Troszku szkoda...

Po pierwszym łyku gęba zaczęła mi się cieszyć na szczęście. Piwo jest wystarczająco cieliste, ale też gładkie i aksamitne (czy jak kto woli: owsiane). W dodatku ma dość niskie wysycenie. Całość zaskakująco mocno czekoladowa i to już nie tak słodko jak w aromacie. Wtóruje jej paloność, która łączy się trochę z karmelem i muska go swoimi płomieniami (tak, w poprzednim życiu byłem bardem za centa). Są też orzechy, gdzieś daleko, ale za cholerę mi nie przypominają masła orzechowego. Goryczka delikatniutka, lekko palona. W sumie piwo nie jest aż tak słodkie żeby jej tu nie wiadomo ile człowiek potrzebował. Na finiszu dopiero pojawiają się skojarzenia z tytułowym peanut butter i trochę marcepanu (oprócz wszędobylskiej czekolady oczywiście). Tutaj też wchodzi nuta kawy zbożowej. Alkohol całkiem dobrze ukryty, jak na taką jego ilość. Ogólnie dobre piwo, ułożone i na swój sposób przemyślanie. Nie jest jednak nie wiadomo jak oszałamiające jak niektóre trunki z tej serii. To chyba ten brak aromatów, o który tak zawzięcie wszyscy walczą w crafcie.

----------

Styl: Imperial Dark Ale
Alk: 10,8%
Ekstrakt: b/d
IBU: 20
Skład: słód (pale ale, caramel 30, caramel 150, chocolate dark, black), płatki owsiane, laktoza, masło orzechowe, chmiel Simcoe, drożdże S-04.
Do spożycia: b/d


Zabawne są te nagłe zwolnienia lekarskie. Najpierw człowiek się wkurza, bo musi siedzieć w domu nie ze swojej winy, ale potem... uświadamia sobie, że może np. skończyć DLC do Wieśka 3, które leżą na dysku już parę lat. No i znajduje zaległe wpisy na blogu, których nie opublikował.

Tak jest z tym FESem kooperacyjnym właśnie. Już nawet nie pamiętam przy jakiej okazji go wypiłem, ale wiem, że było to u szwagra. Oczywiście możemy polemizować, czy jakiekolwiek leżakowanie (nawet z płatkami drewna) ma sens poniżej 22° ekstraktu, ale po co? W dodatku uświadomiłem sobie, że Recraft jeszcze nie miał swojego debiutu na blogu. No, może oprócz pewnego incydentu sprzed ponad 2 lat...



O butelkach, a tym bardziej etykietach Recrafta nie ma co się rozpisywać. Wszystkie wyglądają praktycznie tak samo, ot taki pasek z podstawowymi danymi i tyle. Kapsel firmowy, ale dlaczego nie z logo? Piwo wyraźnie czarne, bez przebłysków (co mnie zdziwiło muszę przyznać). Piana praktycznie zerowa.


Fajny, ale prosty aromat. Może inaczej napiszę: jest nieprzekombinowany po prostu. Taka wyraźna, słodka czekolada i odrobina drewna w tle. Ta niby beczka nie jest stęchła na szczęście. Poootem gdzieś w oddali wyczuć można też nutę kawową. Zadziwiająco długo utrzymują się te zapaszki w szkle.

Ciałko na poziomie medium, jak to się człowiek z resztą spodziewał po FESie. Wysycenie tak samo, średnie. Całość nawet po tej aksamitnej stronie się wydaje. W smaku czekolada robi się mniej słodka i dochodzi do niej (już wyraźniejsza) nuta kawowa. Słodycz zmienia lekko swój profil przez dodany cukier Muscovado (który mi się trochę kojarzy z przypalanymi cukierkami z patelni). Goryczka niska z większymi zapędami czasami. Ma lekko palony profil. Płatki dębowe pojawiają się na finiszu (podobne jak w aromacie) wraz z delikatnym alkoholem. Na szczęście przyjemnym. Co mnie bardzo zaciekawiło w tym piwie, to kawa. Z początku była taka meh, jak najzwyklejsza rozpuszczalska. Potem jednak przeistoczyła się w lepszą, droższą, świeżo zmieloną. Dziwne, naprawdę dziwne. Ogólnie piwo ładnie ułożone i zwyczajnie przyjemnie, do wypicia przy wieczorze, a już na pewno przy jakimś mięsiwie.

----------

Styl: Foreign Extra Stout
Alk: 7% Obj.
Ekstrakt: 19°
IBU: 2/5
Skład: słód (jęczmienne, pszeniczny), cukier dark muscovado, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 28.10.2020


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com