Śledź mnie na:

Czasami człowiek musi zrobić coś dla beki. Kupno (tak, wydałem własne złotówki na to coś) tego pilsa zaliczam do właśnie takich, błędnych decyzji życiowych. Może trochę za bardzo oceniam rzeczy "po okładce", ale wątpię aby piwo brandowane Blok Ekipą było zwyczajnie w świecie... dobre.

Szczególnie gdy weżniemy pod uwagę grupę piwoszy, w których celuje browar taką serią (tych piw jest bodajże 5). Jak to jednak bywa w życiu, nie zawsze może być kolorowo. Czasami trzeba wypić coś z niższej półki, bo jeszcze się człowiekowi w dupie poprzewraca od tych RiSów, barrel age'ów i innych srejdżów



Etykieta naklejona przy użyciu minimalnej ilości kleju, dbamy o środowisko jak widać. Grafika z kreskówki i o dziwo brak info o ekstrakcie. Z tego co widziałem na innych piwach z tej serii była taka informacja. Samo piwo ma ciemnozłoty kolor i jest lekko zamglone. Piana na dwa palce, sycząca i szybko redukująca się do marnego kożucha.


Co tu dużo pisać, piwnych (ani nawet pilsowych) uniesień nie ma się co spodziewać po Wojtasie. W aromacie słód, słód i... słód. Taki słodki, lepki, miodowo-kwiatowy. Trochę mokrej szmaty od mycia podłogi też się znajdzie aczkolwiek całość intensywnością nie grzeszy. Utlenienie?

W smaku znowu to samo. Słodowo, słodko i nudnawo. Sama słodycz jakaś taka sztuczna, landrynkowa. Nie wiem jakie chmiele zostały użyte do warzenia, ale musiały wyzionąć ducha zaraz po wrzuceniu do kotła. Do tego kwiaty i miód. Standard w "pilsach" robionych na odpier lub/i pod promocję marki/produktu. Goryczki praktycznie żadnej, czasami gdzieś w tle coś próbuje się wybić, ale to bardzo rzadko. Finisz zalegający, dodatkowo łodygowy z nutą tytoniu nieprzyjemnego. Wysycenie średnie, ciałko tak samo. Nie wiem czego się spodziewałem od piwa robionego pod Blok Ekipę. Najśmieszniejsze jest to, że piłem ostatnio (przypadkiem oczywiście) Lecha Pils i był zwyczajnie rzecz ujmując lepszy, jak na koncernowe standardy oczywiście.

----------

Styl: Pils
Alk: 4,3%
Ekstrakt: b/d
IBU: b/d
Skład: słód (pilzneński, monachijski), chmiel, drożdże.
Do spożycia: 21.06.2018


No i zaczyna się, wróciłem z szybkiego wyjazdu weekendowego i już mnie niesie do piwnicy po jakieś leżakowane trunki. Dziwne, bo człowiek spodziewał się zaspokoić swoje craftowe żądze w Trójmieście. Niestety jedynym godnym polecenia jesiennym piwem był RiS od AleBrowaru, którego butelkę zakupiłem. Tak mi zasmakował.

W Browar Port Gdynia nic nie mieli, ich stout to jakiś żart i smakował bardziej jak zwykły schwarzbier. Dlatego zaraz po powrocie (pomijając degustacje obiecanej wcześniej już Malyny) wskoczyłem do swojej jamy piwnicznej i chwyciłem butelkę czegoś ekstra, whisky extra stoutu jeżeli miałbym być dokładny. 


Etykieta naklejona byle jak, ale podobnie było przy innych piwach Golema w bączkach. Grafika troszku dokładniejsza niż przy np. Lilith. Trzech piwowarów smaży się w ogniu, ciekawe czy będzie to proroczy obrazek... Co do samego piwa, powiedzmy, że pod światło ma kolor ciemnego brązu, delikatnie zmętnionego. Piany nie ma praktycznie żadnej, ale w tym szkle ciężko ją uzyskać tak szczerze mówiąc.  


Słyszałem to i owo o tym piwie, ale to co wylatuje ze szkła to jest jakiś absurd. Napisać o samych spalonych kablach to byłaby obraza dla tego aromatu. Jest w nim wszystko, od zwyczajnej wędzonej wędliny po wcześniej wymienione spalone kable owinięte dodatkowo w bandaże. Wspominałem już, że leżą one na rozgrzanym asfalcie? Co ciekawe gdzieś w tle cały czas majaczy czekolada.

Po pierwszym łyku za to zaskoczenie. Coś mi tutaj nie pasuje... Z takimi zapaszkami zawsze kojarzyło mi się coś gęstego do granic możliwości i lepkiego. Gehenna taka nie jest. Niby ma "tylko" te 18° BLG, ale przy pierwszym spotkaniu człowiek spodziewał się kompletnie czegoś innego. Z drugiej strony to nie jest, stricte, RiS. No nic, wysycenie dość niskie więc tu się czepiać nie będziemy. W smaku mamy dużo torfu, tak... naprawdę dużo. Głównie spalony asfalt i bandaże, ale nie powiedziałbym, że całość jest przez niego zdominowana. Da się spokojnie wyczuć także czekoladę deserową, typową dla stoutu popiołowość (tak tyci tyci, ale zawsze) i kawę zbożową. Czasami wkrada się też typowa wędzonka, ale już nie tak wyraźna jak w aromacie. Goryczka niska, ta jednak nie daje rady torfowości. Finisz... hmm, no właśnie. Czasami to gorzka czekolada wraz z mocno paloną kawą wygrywają (z takim specyficznym kwaskiem), a czasami bandaże. Tak jakby samo piwo w końcu ustaliło, że woli nie wybierać strony tego konfliktu. Ogólnie bardzo wyrazisty i wielowymiarowy stout. Jak na mój gust jego potencjał trochę jednak kuleje przez brak przyzwoitego ciała.

----------

Styl: Whisky Ekstra Stout
Alk: 7,5%
Ekstrakt: 18°
IBU: b/d
Skład: słód (pilzneński, whisky 30-45 ppm, żyto palone, czekoladowy jasny, karmelowy), chmiel Magnum, drożdże Fermentis Safale US-05.
Do spożycia: 31.03.2018


No no, jak już Tomek z wiadomo jakiego bloga wrzuca filmik (w sobotę) z moim rodzimym browarem to fejm musiał pójść w Polskę. Szkoda tylko, że degustował przegazowaną pierwszą warkę naszej session IPA. Nie ma co, trzeba kuć żelazo póki gorące. Dlatego na szybko wyciągnąłem butelkę ze swojego malinowego zapasu, aby opisać Wam ich najnowsze dzieło.

Owocowe piwo z malinami? W październiku? No tak trochę przestrzelona data muszę przyznać. Nie jest to jednak trunek o niskim ekstrakcie dlatego polecam je wypić nawet w chłodniejsze wieczory. Że już na wstępie je chwalę? No tak, w końcu piłem je prosto z tanka przy okazji ostatniej wizyty w browarze i wiem czego mogę oczekiwać po butelkach.


Etykieta różowa, no bo to przecież piwo owocowe. Krzak maliny, owoce, ogólnie jest ok. Problem mam z tekstem który się za bardzo gubi w tej palecie barw. Piwo za to prezentuje się naprawdę smacznie. Ma kolor malin, dosłownie, i jest lekko zmętnione. Pierwsze co mi przyszło do głowy to sok z wcześniej wymienionych owoców z dosłownie kropelką mleka. Piana już na samym początku dość niska szybko zredukowała się do dziurawego kożucha. Ten też na długo nie zagościł w szkle.


O tak, właśnie to "mam w nosie" gdy przypomnę sobie te pare łyków wyrwanych z tanka jeszcze dwa tygodnie temu. Wyraźny aromat soczystych malin zapowiadający owocową bombę, z nutką kwasku w dodatku. Gdzieś w tle pojawia się też lekka pszenica. 

W ustach czuć ciałko, w końcu trochę ekstraktu to ma. Nie jest to jednak ilość zapychająca. Dość mocne wysycenie i sam profil smakowy skutecznie kontrują to odczucie. Jest kwaśno, ale nie od bakterii (duh) tylko od owoców. Maliny w tym piwie to istna bomba zegarowa z bardzo krótkim zapłonem. Bierze człowiek łyk i te pierwsze pół sekundy wydaje się być takie jakieś... przytulne. Na moje zmysły czuć tam trochę słodyczy laktozy. No, ale przychodzą owoce (oprócz malin pojawia się też czerwona porzeczka) i jak banda debi... przepraszam, "kibiców" Legii zaczynają demolować nasze podniebienie. Jak w przypadku piłkarzy skończyło się to tragicznie tak tutaj wyszło cholernie smacznie. W tle przyjemnie wypełniająca, ale delikatna pszenica. Goryczka niska, wspomagana przez kwaśność. Finisz jest trochę dziwny... niby słodki, ale też miejscami wytrawny, albo łodygowy bardziej. Nie przeszkadza to mi jednak w czymkolwiek. Według mnie pasuje po prostu do reszty, szczególnie, że całość w ogóle nie zalega. Orzeźwiające, ale też nie tak do końca lekkie piwo. Takie też są nam potrzebne na rynku. 

----------

Styl: Fruit Ale
Alk: 5% Obj.
Ekstrakt: 13,5°
IBU: 3/10
Skład: słód (pale ale, pszeniczny, karmelowy), maliny, laktoza, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 04.05.2018


Każdy z nas ma parę browarów, do których lubi wracać i wie, że nigdy go nie zawiodą. Mam i ja taką listę, aczkolwiek za długa to ona nie jest... Ten rok zweryfikował bowiem parę pozycji na niej. Na szczęście browar Szpunt trzyma się dzielnie. 

Nie wiem jak to jest, ale chłopaki zawsze trafiają w moje gusta. Było tak np. przy okazji hejtowanego przez wielu Venoma. A już nawet nie będę wchodził w szczegóły jak podniecałem się ich RiSem na festiwalu we Wrocławiu. Dlatego delirka mnie bierze jak patrzę na schowaną w piwnicy butelkę tegoż RiSa leżakowanego w beczce...


Dziś jednak zajmiemy się ich stoutem, który od RiSa zapożyczył szatę graficzną. Nie pamiętam dlaczego browar postanowił zmienić etykiety (wcześniej mieli całkiem spoko grafiki z autami różniastymi), ale ten nowy design także przypadł mi do gustu. Tylko jak to się mieni pod słońce... mój aparat krwawi. Piwo wygląda na czarne, ale w rzeczywistości jest ciemnobrązowe i mętne. Przy nalewaniu skojarzyło mi się z mleczną czekoladą. Piana zaraz po nalaniu wysoka, ale jak widać na zdjęciach bardzo szybko opadła. Pozostał po niej tylko sporych rozmiarów pierścień.


Piękno w prostocie. Takie hasło będzie nam dzisiaj przyświecać. Aromat nie jest bowiem jakiś wyszukany. Nie ma tu oh trufli, ah marcepanu, czy też eh ziaren sprowadzanych parowozem przez przemytników z afryki. Jest to czego się człowiek spodziewał: mleczna czekolada, kawa zbożowa i nieodparte uczucie prażynek wszechobecnych. Ładnie ten stout pachnie po prostu.

Co do odczucia w ustach... Średnie wysycenie nie wchodzi w drogę ciałku. Całość wydaje się być gęsta, ale tak naprawdę jest to bardziej zasługa płatków owsianych. Po paru łykach uświadamia sobie człowiek, że to piwo jest po prostu cholernie "aksamitne". Jak by to Wam wytłumaczyć... O, jak beza. Gdy tylko dotknie języka zaczyna się rozpływać w ustach. W smaku króluje świeżo zmielona kawa z mlekiem, bez cukru. Owszem czuć jest słodycz, ale bez przesadyzmów i na moje oko pochodzi ona od laktozy po prostu. Czekolada gdzieś uciekła i pojawia się bardzo sporadycznie jako takie ciche wypełnienie. Niska, ale wystarczająca w zupełności goryczka ma lekko palony profil. Owa paloność rośnie w siłę na finiszu tworząc przyjemnie kwaskowaty duet z ziarnami kawy.  Tłem tego wszystkiego są palone słody, przypieczona skórka od chleba (albo ciasta) czy coś w tym stylu. Spójne, ładnie ułożone i lekkie piwo.

----------

Styl: Coffee Milk Stout
Alk: 5,6%
Ekstrakt: 15°
IBU: 3/12
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), laktoza, płatki owsiane, ziarna kawy, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 26.05.2018


Syndrom Klasycznego Craftu to rzecz, która naprawdę istnieje. W przeciągu ostatnich lat zauważyłem już parę takich wybryków browarów rzemieślniczych. Chodzi głównie o próbę książkowego uwarzenia stylów klasycznych. Najbardziej rozpoznawalnym przykładem będzie AleBrowar ze swoją serią Ortodox. Do tego grona dołączył ostatnio Birbant.

Chłopaki mogli wybrać sobie coś łatwiejszego do uwarzenia... a nie pilsa, na którym stale ciąży klątwa jeżeli chodzi o polski rynek piwny. Wielu rzemieślników poległo zabierając się za ten niby prosty styl. Czy tak samo będzie z Birbantem?



Etykieta bardzo randomowa, ale też w pewnym stopniu nawiązuje do "klasyki". Głównie złotymi paskami i łukami jak z jakiejś kamienicy dziewiętnastowiecznej. Zadziwiające jest jednak to, że postanowili nie podawać składu, co im się wcześniej nie zdarzało. Piwo ma dość ciemny jak na ten styl kolor, wpadający nawet w miedź. Piana wysoka, ale dziurawa. Szybko redukuje się do obręczy przy szkle.


Ja wiem, że kufel nadaje się do degustacji tak samo dobrze jak kołpak od Malucha, ale tak kazali na etykiecie to co ja się będę wywyższał. Aromat jest słaby, ledwo co wyczuwalny nawet jak na to szkło. Majaczy gdzieś w tle jakaś słodowość i trawa, ale wraz z nimi pojawia się też masełko. No nie porywa Panie, nie porywa.

W smaku jest już lepiej. Fajne ciałko, jak dobra czeska dwunastka i średnie do wysokiego nagazowanie robią robotę. Nie wiem czemu, ale takie proste i orzeźwiające pilsy/lagery zawsze kojarzą mi się z grillem i karkóweczką. Ah ten sos czosnkowy! Ale my nie o tym mieliśmy... Birbantowy pils z początku wydaje się być słodowy, ale bardzo szybko pojawiają się nuty trawiaste i ogólnie polne. Przez to ostatnie mam oczywiście na myśli kwiaty, chociaż całość rzeczywiście kojarzy mi się z wiosennym porankiem na polu. Goryczka wchodzi dość szybko i jest naprawdę wyraźna. Aż nadto jeżeli miałby człowiek wziąć pod uwagę deklarowaną ilość IBU. Jej profil jest lekko ziołowy. Te wybijają się bardziej na finiszu, który dodatkowo zaskoczył mnie mocno swoją wytrawnością i... ziemistością. To nie jest pils z etykiety. Aromat nie jest "wysoki", a goryczka nie jest "zbalansowana". Całość jest trochę taka za bardzo gryząca i niepoukładana jak na moje oko. Mimo tego do wypicia. Jest też na pewno przyjemniejsze niż eurolager.

----------

Styl: Pils
Alk: 5,1% Obj.
Ekstrakt: 12°
IBU: 25
Skład: słód jęczmiennym, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 22.05.2018


Jestem zwierzęciem korporacyjnym. Pracuje w godzinach 8-16 od poniedziałku do piątku. Nie jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania na weekend... W ostatnią sobotę zrobiłem jednak wyjątek. Tylko po to, aby napić się piwa po 6:00. No dobra, może nie tylko, bo to już by oznaczało totalny alkoholizm.

Jakiś czas temu usłyszałem dość zabawne zdanie, szło jakoś tak: "Weź mnie jakiegoś portera z lodówki. Jak to co to... no jakieś ciemne piwo no". Jak się tak przez chwilę zastanowić to rzeczywiście większość ludzi w naszym kraju używa tej nazwy jako zamiennika do wszystkiego co ciemne. Można z tego wyciągnąć jeszcze jeden lekko naciągany wniosek: większość porterów smakuje tak samo i w gruncie rzeczy nie ma się czym podniecać.

Ale czy to źle? No nie, sam nie raz sięgam po np. żywieckiego. Stała jakość za grosze i do wypicia w garażu bez obawień. Problem pojawia się wtedy, gdy chce się czegoś więcej. Tak do pocmokania w domu na spokojnie. W takich przypadkach sięgam zazwyczaj po jakiegoś RiSa z piwnicy, ale wewnętrzny patriotyzm każe wypić porter bałtycki... Z odsieczą (lub nie, zobaczymy) nadszedł browar Czarna Owca ze swoim trunkiem warzonym raz do roku i leżakowanym przez 7 miesięcy. Zobaczmy jak im to wyszło.


Etykieta bardzo minimalistyczna i gdyby nie inna czcionka powiedziałbym, że też tandetna. Na szczęście jakoś to robi robotę. Piwo czarne, ale nie będziecie mieli problemu z wymuszeniem brązowych refleksów. Nawet przy minimalnym oświetleniu. Beżowa (i nawet ładnie zbita) piana całkiem wysoka o dziwo. Niestety szybko się redukuje do dość grubego kożucha. Mniej więcej w połowie picia nie ma po nim śladu.


Średnio intensywny aromat już przy pierwszym niuchu bardzo przyjemnie mnie zaskoczył. Głównie bardzo specyficznym miksem mlecznej czekolady i delikatnej paloności. Cały czas krąży mi też po głowie marcepan w czekoladzie, który osobiście uwielbiam. Po większym ogrzaniu dochodzą też suszone owoce, ale tak bardziej w tle. Tutaj w głównej roli śliweczka.

Właśnie takiej konsystencji się spodziewałem po 22,5° Plato. Całość jest gęsta, ale nie tak do bólu. Dzięki temu porter zdaje się być wręcz aksamitny... jak balsam na spragnione dusze niewiernych lageropijców. Wysycenie niskie, idealnie pasuje. Na pierwszym planie znowu marcepan w czekoladzie i szczyptą kakao. Cholernie mi podszedł ten miks i nie przypominam sobie, abym w jakimś innym piwie miał takie skojarzenia. W tle suszone owoce, tutaj znowu śliweczka. Całość słodka, ale bez przesadyzmów. Po pewnym czasie do ataku rusza goryczka. Może i jest dość wyraźna jak na ten styl, ale za to krótka i nieinwazyjna. Profil ma lekko palony co jest idealną zapowiedzią finiszu. W nim czekolada, palone nuty i momentami kawa. Ta wydaje się być trochę słaba jak dla mnie. Weźcie jednak pod uwagę to, że jestem uzależniony od wcześniej wymienionej i mogę przesadzać trochę. Alkohol ukryty całkowicie, rozgrzewa z ukrycia. Cholernie przyjemny i nietuzinkowy porter. Ułożony i gotowy do wypicia, nie musicie martwić się o leżakowanie.

----------

Styl: Porter Bałtycki
Alk: 9% Obj.
Ekstrakt: 22,5°
IBU: 50
Skład: słód (jęczmienne), chmiel Marynka, drożdże.
Do spożycia: 08.09.2018


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com