Śledź mnie na:

Każdy kojarzy Piwotekę. To taki swoisty moloch craftowy: sklep, pub i browar w jednym. Przez to właśnie ich właścicieli dość mocno poturbowała koronka, dlatego robią zrzutkę na przetrwanie. Link macie tutaj. Możecie też pomóc tak jak ja dzisiaj, kupując ich piwo w sklepie lub internecie.

Nie powiem, miałem chrapkę na wersję podstawową tego piwa, ale jakoś nie udało mi się go ustrzelić. Najwyraźniej Duch Craftu chciał, abym przeżył ekstremalną podróż organoleptyczną z wersją wzmocnioną, czyli z wasabi. Lubię ten chrzan, głównie jako dodatek do sushi. Czy w piwie mi podpasuje? Zobaczmy.



Etykieta piwotekowa, czyli z fajną "płaską" grafiką i tekstem na froncie, który nie kłuje w oczy. Kapsel firmowy, ale też specjalnie zrobiony pod tę edycję. Piwo złotawe, zamglone. Może trochę przyciemnione. Nie wiem czemu, ale spodziewałem się innego koloru... Piana bardzo niska i szybko znikająca ze szkła. Nie dziwi mnie to przy takich dodatkach szczerze mówiąc.


Łomatkobosko, cofnęło mnie o jakiś tydzień. Aż do Wielkanocy. Zapach chrzanu jest tak ostry i dominujący, że brakuje mi tu tylko jeszcze białej kiełbasy i moooże trochę bigosiku. Jak łatwo się domyśleć, uwielbiam chrzan, a ćwikłę to już szczególnie. Musi wykręcać nos, a Końska dawka właśnie to robi. Miałem też lekkie skojarzenia z jedzeniem sushi, ale to głównie chyba przez imbir w składzie (nie bójcie się, ryb w tym nie czuć).

Po pierwszym zachwycie przyszło zmartwienie, bo jeśli całe piwo będzie tak jednowymiarowe... no to będziemy mieli problem. Na szczęście okazało się, że tak nie jest (po części). Piwo jest nisko wysycone, co pasuje do średniej pełni. Na początku myślałem, że trochę za mało tego ciałka, ale po paru łykach dziękowałem piwowarowi za to. Całą uwagę bowiem człowiek musi skupić na tym, aby przetrwać tę smakową rewolucję. Chrzan, a raczej już wyraźne wasabi nadal dominuje. Po każdym łyku oczyszcza lepiej niż niejedna inhalacja. Co ciekawe w tle czuć też lekko saisonowe owoce, głównie pomarańcze i brzoskwinie. Nie mają one jakichkolwiek szans z chrzanem, ale miło, że próbują. Całość na fajnej, słodowej podstawie. Goryczka? No proszę Was. Nawet jakby była to by nikt jej nie wyczuł w tej kompozycji. Na finiszu wychodzi trochę imbiru i co zaskakujące: lekka przyprawowość. Czyli w sumie jest to saison, przykryty toną chrzanu, ale zawsze saison. Naprawdę mocno się zdziwiłem (i to pozytywnie), że czuć cokolwiek innego. Tak bez niczego ciężko będzie Wam je wypić. Polecam kiełbaskę, albo i nawet grilla jakiegokolwiek. Ja akurat miałem gołąbki, które też dobrze weszły z tym piwem. W skrócie: trzeba je czymś zagryźć, jak wódeczkę.

----------

Styl: Wheat Wasabi Saison
Alk: 6,2% Obj.
Ekstrakt: 12,5% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (pszeniczny, pale ale), wasabi w proszku, imbir marynowany, chmiel Magnum, drożdże Danstar Belle Saison.
Do spożycia: 06.09.2020


Wiecie, że nigdy nie piłem piwa z cyklu #pintamiesiąca? Najbliższy multitap otworzył się stosunkowo niedawno w oddalonej o 50km Zielonej Górze, a w innych bywam sporadycznie (przy okazji wizyt we Wrocku czy Wawie). Taki los i szczęście, bo jak już byłem np. we Wrocławiu, to akurat piwa z tej serii już nie mieli...

Aż tu nagle, szczęście w nieszczęściu. Pinta postanowiła wlać swoje ostatnie piwo na kwiecień do butelek. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: puby są teraz zamknięte przez pandemię, a leżakowanie go w tankach raczej by chmieleniu nie pomogło. Inna sprawa, że sam browar postanowił włączyć się w akcję #wspieramypolskikraft i dochód ze sprzedaży Golden April poleci do zaprzyjaźnionych przybytków, jak tylko się ponownie otworzą.



Etykieta prosta. Jest po prostu kopią grafik, które promują poszczególne piwa z tego cyklu w social mediach. Piwo jasne, złociste, momentami słomkowe nawet. Bardzo delikatnie zamglone. Piana skromna, na jeden palec. Utrzymuje się jednak dość długo i pozostawia zadziwiająco mocny lacing na szkle.


Takiego aromatu można było ze świecą szukać w gorące, wiosenno-letnie wieczory. Fajny, orzeźwiający, lagerowy z dobrą dawką chmieli. Jest żywica, są iglaki, a nawet zroszona, poranna trawa na wiosnę i trochę cytrusów. W dodatku po lekkim (oby nie za dużym) ogrzaniu pojawia się też ciekawy miks mango i grapefruita. Jest tego na tyle dużo, że można to piwo spokojnie zaliczyć do stylu.

Można się sprzeczać, czy #pintamiesiąca to miejsce dla piw tak... prostych? Może inaczej napiszę... Mało sztosowych? Już lepiej, wiecie na pewno o co mi chodzi. Problem w tym, że nawet gdybym tak myślał, to nie mógłbym złego słowa napisać o Golden April. Jest najzwyczajniej w świecie... zajebiste. Chrupkie, do granic pilsowych możliwości. Orzeźwiające, z trafionym w punkt ciałkiem jak przy dobrym, czeskim pilsie (tak, są takie rzeczy). Już po paru łykach nie chce mi się szukać tego dobrego (mitycznego) pilsa za trzy złote. Wysycenie też w punkt, średnie do wysokiego. Jest podstawa słodowa, wyraźna, ale też lekko przykryta przez chmiel (i momentami taka nawet chlebowa). Tutaj znowu cytrusy, dużo "białego shitu" z grapefruita (czyt. albedo) i skórki pomarańczy. Combo jak dla mnie idealne. W tle też specyficzna ziemistość. Goryczka mocna, ale punktowa. No prawidłowo pilsowa po prostu. Profil ma według mnie rzadko spotykany w dzisiejszych czasach, bo taki trawiasto-ziołowy. Na finiszu dochodzi żywica, która dominuje dość wyraźnie. Cholernie dobry pils. Nic więcej nie muszę pisać. Może tylko żal mi dupę ściska, że nie jest to regularny wypust Pinty.

----------

Styl: American Pilsner
Alk: 4,8% Obj.
Ekstrakt: 12°
IBU: b/d
Skład: słód (pilzneński, wiedeński), chmiel (Columbus, Citra, Amarillo, Falconer's Flight), drożdże SafLager W 34/70.
Do spożycia: 30.09.2020


Temat koronki będzie się za nami ciągnął jeszcze parę tygodni (albo i nawet miesięcy). Kolejnym problemem z nim związanym jest brak festiwali piwnych. Tak jak większość śmieszkowała, że po co komu te spędy pijaństwa tak teraz... siedzą w domach i płaczą. Na ten weekend np. miał mieć miejsce Beer Geek Madness. Dlatego dzisiaj sprawdzimy sobie piwo uwarzone właśnie na tę edycję przez Browar Szpunt.

W domu mam jeszcze pale ale z tej serii, ale w ankiecie na FB wybraliście ciemniaka, czyli to bliższe mym kubkom smakowym. Purystów ostrzegam, piwo zawiera aromaty i ten przebrzydły brokat spożywczy. Tak swoją drogą cieszy mnie to, że browary postanawiają wlewać te wszystkie specjalnie uwarzone piwa do butelek.


Etykieta na zamglonej naklejce średnio do mnie przemawia. Sama grafika spoko, naprawdę. Problem mam z tłem, które według mnie powinno być przezroczyste. Piwo nadrabia za to, bo przy zachodzącym słońcu wygląda po prostu... zajebiście. Brokat mieni się pięknie w tym iście ciemnobrązowym płynie. Skojarzenia z kosmosem murowane. Piana jasny beż, na maks dwa palce. Średnio się trzyma i redukuje się do dziurawego kożucha.


Ohohoho, rzeczywiście jest to sweet stout. Bez dwóch zdań. W aromacie słodka, mleczna czekolada. Taka trochę wymieszana z kakao nawet, ale takim kupnym (gotowym) dla dzieci. Potem trochę karmelu, takiego niezamulającego i naprawdę, ale to naprawdę lekka palona nuta. Ładnie to pachnie, aż człowiek zapomina, że są w tym aromaty. Po ogrzaniu jeszcze coś mi przyszło do głowy... toż to pachnie jak cappuccino z kakao!

Normalnie bym cappuccino nie ruszył, ale na szczęście w smaku już takich skojarzeń nie ma. Ciałko spoko. Czuć je, ale spokojnie wypiłbym jeszcze ze dwie butelki. I to na dużym luzie. Wysycenie średnie, do niskiego czasami. Właśnie takie plato mi najbardziej odpowiada w tzw. codziennych piwach ciemnych (oho, prawie rym). Na pierwszym planie czekolada, a nawet dwie. Czuć wyraźnie tę zwykłą i tę gorzką (tak na 90%). Do tego wchodzi paloność. Jest zdecydowanie mocniejsza niż w aromacie, ale nie dominuje. Ma też takie dość ciekawe zacięcie kawowe. Jest jeszcze (jak na ten styl przystało) dość spora dawka słodyczy, ale ładnie się wyrównuje z palonością, co jest ciężkie do uzyskania. Owa słodycz jest trochę laktozowa i karmelowa zarazem. Może coś w stylu tych cukierków, które każdy z nas zna, a mi akurat wyleciała ich nazwa z głowy... Goryczka niska, punktowa i palona trochę. Na finiszu uwydatnia się kawa i ma taki trochę zbożowy profil. Fajne piwo, smaczne, a nawet "codzienne" można rzec. Co bym dodał/poprawił to ten karmel w smaku. Mogłoby go być więcej i mógłby być bardziej podobny do kajmaku albo tofii.

----------

Styl: Chocolate & Caramel Sweet Stout
Alk: 6,1% Obj.
Ekstrakt: 18°
IBU: b/d
Skład: słód (jęczmienny, pszeniczny), chmiel, drożdże, aromaty naturalne, brokat jadalny.
Do spożycia: 30.09.2020


W życiu każdego człowieka przychodzi czas, że musi w końcu do czegoś dorosnąć. Czy to posadzenie drzewa, czy wybudowanie domu albo spłodzenie potomka. W crafcie jest trochę inaczej... chociaż podjęcie decyzji jest prawie, że tak samo trudne.

Chodzi oczywiście o wypicie przehajpowanego na maksa piwa, za które dało się "trochę" dukatów i po prostu... szkoda otworzyć. Komes z Fortuny, wymrażany i leżakowany w beczkach po koniaku to był dla mnie istny koszmar pod tym względem. Z każdej strony byłem bombardowany ohami i ahami na temat tego piwa... przez to bałem się je tak po prostu wypić. Ogólnopolska kwarantanna dała mi jednak dużo czasu do myślenia... i degustacji.



Etykieta trochę taka szpuntowata (jak np. w tym piwie). Wzór mieni się wieloma kolorami, w zależności jak na niego popatrzysz. Według mnie bardzo ładnie się prezentuje. Tak samo firmowy kapsel. Piwo jest ciemno-rubinowe, a jak pięknie wygląda pod słońce! Piany żadnej, ale jak to już ustaliliśmy na tej kwarantannie (w końcu trochę grubych piw już wypiłem) nie jest to minus przy tych parametrach.


Nooo, pachnie to intensywnie. Tak "dostaniesz pałką policyjną w mordę" intensywnie. Jako pierwsze czuć suszone owoce, ale to nie one są na pierwszym planie. Figi, daktyle i chyba czereśnie. Te ostatnie dodają bardzo specyficznego zapaszku. Najmocniej jednak czuć lekko karmelową słodowość i alkohol, w tym przypadku koniak (chociaż nie wiem czemu mi się bardziej kojarzy z bourbonem). Oj szlachetny jest on, mocny i przyjemny zarazem. Gdzieś w tle wychodzi też chlebowość, która pięknie dopełnia dzieła.

Oleiste to jest i gęste jak skurczybyk. I to tak bym powiedział top 3 jeżeli chodzi o wszystkie pite przeze mnie wymrażanki. Wysycenie na bardzo niskim poziomie, od tak tylko żeby przypomnieć, że to jednak piwo. Jeżeli wcześniej dostaliśmy z pałki w twarz, to teraz dodatkowo nas butują jeszcze. Toż to jest tak intensywne (i przez gęstość utrzymujące się w ustach), że naprawdę trzeba mieć parę lat doświadczeń (złych i dobrych) z polskim craftem, aby to przyjąć na klatę. Owoce dostały takiego powera, że się zastanawiam czy nie powinny być pod jakimś specjalnym nadzorem. Takiego skondensowanego likieru z fig, daktyli, wiśni i moreli nie piłem chyba nigdy. Żeby było śmiesznie czuć tam nawet gruszkę momentami, karmelizowaną oczywiście. Podbija to wszystko karmel. Zwykły i co ciekawe przypalony też trochę. Całość na delikatnie dopełniającym chlebku. Goryczka wyraźna, jak na taką bombę, ale nie próbuje się przepychać do przodu. Finisz mocno rozgrzewający. To tutaj alkohol daje popalić, ale w bardzo szlachetny sposób. Trochę drewna też się pojawia. Podstawą są jednak: słodki alkohol (znowu te skojarzenia bardziej z bourbonem niż koniakiem) i bardzo kontrastowe, palone nuty. Coś na pograniczu kawy i palonego słodu. Na serio, to piwo jest tak zróżnicowane i złożone zarazem, że cieszę się niezmiernie z każdej wydanej na nie złotówki. Tak, blogerzy płacą za takie prawdziwe sztosiki... czasami.

----------

Styl: Iced Barley Wine Cognac BA
Alk: 20% obj.
Ekstrakt: 46% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (pale ale, cookie, karmelowy, czekoladowy, pszeniczny), ekstrakt słodowy jęczmienny, chmiel (Amarillo, Columbus, Citra, Chinook), drożdże US-05.
Do spożycia: 31.12.2024


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com