Dzisiejszy wpis jest sponsorowany przez literkę "S". Głównie przez dwa słowa: słońce i skur*****stwo. Oj tak, nie będzie tylko miło i przyjemnie. Dlaczego? Ano sezon w pełni, dlatego. Szczęście w nieszczęściu mieszkam w regionie pełnym jezior. Przez większą część roku jest fajnie, głównie przez trasy rowerowe blisko akwenów wodnych. Problem pojawia się gdy robi się gorąco. Wtedy wieśniactwo ludzkie wychodzi z obory i pakuje się do aut.
(klikając w mapkę odniesie was do treningu)
Zacznijmy może od tego niecenzuralnego słowa. Nazwijcie mnie cholerykiem ale nie rozumie tego tłumnego wbijania się autami nad każdą możliwą plaże. To już we wszystkim musimy kopiować Amerykanów? Wszędzie autem, nie ważne jak blisko? Ścieżki leśne i rowerowe są dosłownie zawalone samochodami. Najgorsze jest to, że są na miejscowych blachach. To już ciężko wsiąść na rower i podjechać? Około 40 minut i jesteśmy na miejscu, na spokojnie muszę dodać. O plusach zdrowotnych i widokowych nie wspomnę. Nie no lepiej się pchać autem przecie. Jak to trafnie mój znajomy zauważył gdyby potrzebna była pomoc karetki to ta nawet nie miałaby jak tam dojechać bo na drodze dojazdowej też korki i pełno aut zaparkowanych na poboczu. Polactwo ma samochód, niech każdy o tym wie.
Rozumiem tych, którzy mają trochę tych kilometrów do najbliższego jeziora. Są też jednak sytuacje, o których ja nawet nie pomyślałem wcześniej. Na około mojego ulubionego jeziora jest trasa rowerowa, momentami trudna, bagienna, z korzeniami i ciasno rosnącymi drzewami. Elewacja też się zmienia co jakiś czas. Parę metrów dalej od brzegu jest droga szersza, zrobiona pod samochody. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy na trasie rowerowej, wąskiej i z parometrowym spadem po jednej stronie, podjeżdżając pod górkę zobaczyłem chyba Audi A4 na poznańskich blachach. Koleś ewidentnie chciał sobie skrócić drogę (aż o około 1 kilometr!) do plaży. Jako rowerzysta musiałem się chować z boku na własnej drodze rowerowej bo jakiś dres w audicy ma takie widzimisie. Pocieszeniem było to, że parę metrów dalej na pewno się tym autem nie zmieści i spadnie w dół do jeziora (ah te marzenia).
Na szczęście są to pomniejsze problemy, na większą cześć trasy buractwo się jeszcze nie dostała. Już o tym jak ośrodki zamykają na trzy spusty plaże i drogi rowerowe nie będę pisał bo na samą myśl krew się we mnie burzy. Drugim słowem jednak jest słońce. Duszno ostatnio się zrobiło i ciężko się jeździ. Ważniejszym problemem jest jednak temperatura piwa. Wszyscy wiemy, że Polacy piją za zimne piwo. Problem temperatury działa jednak w dwie strony i zbyt ciepłe piwo może być wręcz obrzydliwe. O temperaturze serwowania piwa możecie poczytać w internetach. Co jednak zrobić gdy jest o wiele za ciepłe? Z taką trudnością spotkałem się podczas tego przejazdu, wniosek jest jeden: muszę coś z tym zrobić.
Jak już pisałem we wcześniejszych postach etykieta prosta ale bardzo miła dla oka. Czekam z niecierpliwością na kapsel z logiem bo sądzę, ze będzie mega wyglądał. Kolor piwa jest zaskakujący, wyraźnie zmętnione, niby pomarańczowe ale pod pewnym kątem da się zauważyć różowe refleksy. No chyba, że to już mi się coś w głowie poprzestawiało (może od tej duchoty). Piana dość szybko zaczęła opadać ale kurczowo trzymała się ścianek nonica. Lejsink pierwsza klasa. Kożuch też niczego sobie, pozostał do końca picia.
Bałem się zacząć wąchać a tym bardziej pić to piwo. Czułem w rekach jak dawało gorącem od tego pokręconego trunku. Sniff, jest słodko. Głownie kwiatowo z lekką nutą alkoholową ale to chyba przez to ogrzanie. Z konkretów udało mi się wyselekcjonować tylko pomarańcze. No proszę, nie jest tak źle. Spodziewałem się tosta z dużą ilością masła. W smaku z początku dość słodkie, miodowo-kwiatowe wręcz. Piwo szybko jednak przeistacza się w goryczkowego potwora, lekko zalegającego. Owa goryczka (która jest trochę za wysoka jak na APA, dlatego chyba nazwali piwo Kinky czyli pokręcone/perwersyjne) jest iście czysta rasowo/gatunkowo, piwo jest po prostu gorzkie i nie bierze jeńców. Nie jest to broń boże wada, mi to odpowiada. Jakby się uprzeć można wyczuć brzoskwinkę i pomarańczkę. Nawet w takiej temperaturze jest orzeźwiające i mocno pijalne. Nagazowanie średnie. Podane w prawidłowej temperaturze (około 10'C) byłoby istną petardą, nie powiem, żałuje trochę, że nie mam drugiej butelki w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz