Śledź mnie na:

Kupując to piwo zacząłem się zastanawiać nad jedną rzeczą: dlaczego browary nie robią więcej kooperacji z pubami/multitapami? Przecież to jest przepis na sukces i przy dobrej logistyce można to robić dość często. Piwo się sprzeda (według mnie) lepiej niż w kooperacji z innym browarem.

No, bo pomyślcie przez chwilę: robicie mniejszy wolumen i prawie wszystko schodzi na miejscu z kranu. To co nie zejdzie dajecie do butelek jako specjal edyszyn i tyle. W sumie to mnie ciekawi to ile by kosztowało browar uwarzenie takiej mniejszej partii dla np. Szynkarni raz w miesiącu. Sam lokal ma niezłą promocję, bo co miesiąc ma nowe, unikatowe piwo tylko dla siebie. Splendor i prestiż w jednym. Przejdźmy może już jednak do piwa, co?


Etykieta w iście szpuntowym stylu, mieniąca się pod każdym kątem z malowniczym wzorem nawiązującym do składników w piwie. Lepszej nazwy też chyba nie mogli wymyślić już. Sam trunek jest czarny z delikatnymi, brązowymi przebłyskami. Piana niska niestety i szybko redukująca się.


Aromat wbija w ziemię swoją intensywnością. Chyba nikt nie będzie miał wątpliwości co do użytych aromatów. Kokos przoduje i widać, że mu się to podoba. Nie chce za cholerę odpuścić miejsca w pierwszym rzędzie. Dopiero gdzieś z tyłu pojawia się mleczna czekolada (co daje naciągane odczucie bounty). Syrop klonowy, który jest fizycznym dodatkiem, a nie aromatem, też czuć. Dodaje takiej specyficznej słodkości. No to co? Antyaromaciarze już wyciągnęli pochodnie?

Patrząc na etykietę średnio się z nią mogę zgodzić. Nawet jak na 18 plato ciałka tutaj nie ma za dużo, szczególnie gdy człowiek weźmie pod uwagę dodaną laktozę i syrop. Wysycenie za to średnie, takie w sam raz. Dodatkowo płatki owsiane nadały pewnej aksamitności całości. W smaku mamy mocną podstawę w postaci mlecznej czekolady posypanej gorzkim kakao. Dalej słodycz od syropu klonowego, do której trzeba się przyzwyczaić. Naprawdę, jest dość specyficzna. Nie jest jednak tak intensywna jak w aromacie co mnie cieszy. Kokos bardziej jako takie wyraźne dopełnienie całości. Hen głęboko w tle nuta palona się nawet pojawia. Goryczka... no prawie jej nie ma, a fajnie byłoby czymś przegryźć tę mleczną czekoladę (laktoza is strong in this one). Finisz zawodzi na całej linii, bo jest cholernie nijaki, a nawet wodnisty można rzec. Taka trochę woda posypana startą, gorzką czekoladą. Piwo z potencjałem, do wypicia. Poprawić ułożenie, dodać trochę ciała i będzie miazga. Pewnie lepsze było z kija, jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach.

----------

Styl: Coconut Cocoa & Maple Syrup Foreign Extra Stout
Alk: 6,5%
Ekstrakt: 18°
IBU: 1/5
Skład: słód (jęczmienne, pszeniczne), płatki owsiane, laktoza, chmiel, drożdże, aromaty naturalne, syrop klonowy.
Do spożycia: 10.09.2022


Boże święty, jaki ja mam backlog w piwnicy... Nazbierało się tych piw. Szczególnie, że w okresie przedświątecznym mamy większą niż zazwyczaj ilość darów losu, a ja od małego nie lubię się dzielić. Trzeba to jakoś będzie ogarnąć podczas przerwy świątecznej. Dobrze przeczytaliście, Wasz uniżony pierwszy raz od paru lat ma wolne w tym okresie.

Przez to właśnie rozmyślałem ostatnio nad piwem, które mógłbym pić cały czas przez święta (pomijając pojedyncze sztosy do pociumkania). No wiecie... takie piwo, które pasowałoby do każdego dania i nie wymagało dużego skupienia (i w sumie nie kosztowałoby tyle, co wizyta u golibrody). Nie może to więc być jakiś wymyślny trunek... BAM! No przecież, koźlaki. Czy najnowsze "Po Godzinach" z browaru Amber będzie tym, czego szukam?



Co ma znaczyć to smyrnięcie pędzlem na etykiecie? Nie wiem. I pewnie nigdy się nie dowiem. Trochę mi też estetycznie nie pasuje kolor czcionki na dole. Kapsel firmowy, a nawet spersonalizowany do danej serii. Mają rozmach. Piwo w kolorze ciemnego bursztynu, z wyraźnymi rubinowymi refleksami pod światło. Piana niska niestety i krótko utrzymująca się. 


Chciałbym, aby ten aromat był wyraźniejszy... oj chciałbym. Mamy tutaj bowiem bardzo przyjemną, dymioną do granic możliwości śliwkę. Wędzonka zalatuje trochę oscypkiem, czyli też kompotem świątecznym. Tak, jestem tym dziwakiem co lubi to ustrojstwo. Po ogrzaniu dochodzi trochę karmelu i chleba, ale to naprawdę znikome ilości.

Oho, chyba mamy zwycięzce. Już na starcie mogę wam napisać, że mógłbym pić tego kozła przez całe święta. Fajne ciałko. Takie wyczuwalne, ale nie przeszkodzi w konsumpcji "jeszcze jednego" pieroga. Wysycenie średnie, czyli idealne w tym przypadku. Tak żeby się dobrze odbiło... przepraszam, przyjęło. W smaku wędzona śliwka traci na sile, ale całość jest o wiele bardziej złożona i wyraźna. Na początek chlebek, przypiekany oczywiście. Potem karmel (może delikatnie spopielony) i susz wigilijny. W tle wędzonka oscypkowa. Goryczka niska, bez szału. Wręcz książkowa można rzec. Finisz zadziwiająco wytrawny, taki trochę razowy chleb z wędzonymi nutami. Po aromacie spodziewałem się, że wędzona śliwka przykryje wszystko, ale piwo mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło muszę przyznać.

----------

Styl: Smoked Plum Bock
Alk: 6,5% Obj.
Ekstrakt: 15,1% Wag.
IBU: b/d
Skład: słód (jasny, karmelowy), śliwka z Szydłowa, suska sechlońska, chmiel, drożdże.
Do spożycia: 07.06.2020


Lubię grać. Czy to w planszówki, czy też gry komputerowe. Od zawsze byłem zwolennikiem pcmasterrace, a posiadałem już trochę konsol różniastych w swoim życiu. Najlepszą według mnie był... Switch. Śmiejcie się, ale zwyczajnie w świecie uważam, że Xboxy i Playe są po prostu zbyt podobne do PC. Wystarczy mi tylko pad i mogę jeździć na koniu w RDR2 okradając dyliżansy. I to w glorious 60FPS na ultra.

Dlaczego ja o tym? Ano, bo lubię przy takich sesjach wypić sobie coś do powolnego sączenia. Zazwyczaj są to grube piwa, jak dzisiejszy porter właśnie. Tak na marginesie przy jego pomocy udało mi się napaść na pociąg z kumplami z ekipy Dutcha. Granie w gry przestało już być zabawą dla dzieci, szczególnie gdy fabularnie biją one na głowę nie jeden film dla dorosłych (nie chodzi o porno świntuchy).


Kwadraciki w tle zapewne nic nie znaczą, ale jakoś mi się podoba ta grafika. Zadziwiająco dobrze pasuje do tak dużej ilości tekstu. Dzięki temu jakoś nie przeszkadza mi to zbytnio. No i fajnie prezentuje się na bączku. Piwo ma czarny jak smoła kolor i jest kompletnie nieprzejrzyste. Piana niska, ale utrzymująca się i dość ładnie zbita.


Mam taką teorię, że choćby Golem spieprzył jakiekolwiek piwo (tak po całości im się to jeszcze nie udało na szczęście), to i tak aromat będzie obłędny. W tym przypadku mamy intensywną czekoladę z pokruszonymi ziarnami kawy, w dodatku z laską wanilii gdzieś w tle. Może i wychodzi też lekki alkohol po ogrzaniu, ale według mnie w niczym nie przeszkadza.

Ciałko fajne, takie na poziomie jak by to ziomki z bloku powiedziały. Czuć ewidentną gęstość na języku. Wysycenie minimalne, co jest wręcz wymagane w takich piwach. W smaku na pierwszym planie bezapelacyjnie kakao. Mocne, takie chrupiące nawet na swój sposób. Zaraz po nim palone ziarna kawy, tak samo intensywne. Ten Dybuk nie bierze jeńców, to mu trzeba przyznać. W tle (i to tak po intensywnym skupieniu się) majaczą ciemne owoce, głównie śliwka. Całość posypana szczodrą ilością wanilii. Goryczka (jak całe piwo) bez kompromisów, mocna, ale punktowa (co przy takich doznaniach jest dobre akurat). Ma oczywiście (duh) palony profil. Na finiszu ciekawostka, bo pojawiło się trochę żyta (w końcu to żytni porter), orzechów, i bardzo delikatna skórka od chleba. Skąd te dwie ostatnie? Nie mam pojęcia. Beczka po całości schowana za 3 stertami spalenizny, gdzieś na końcu korytarza. Mógłbym znowu na to ponarzekać (jak przy ostatniej degustacji Lilith BA), ale ogólnie gorzki (i kakaowy) profil piwa mnie tak zachwycił, że się tym nie mam zamiaru przejmować. Tam był chaos, tutaj mamy piękną, gorzką symfonię.

----------

Styl: Imperial Rye Porter Bourbon BA
Alk: 9%
Ekstrakt: 24°
IBU: b/d
Skład: zawiera słód jęczmienny i żytni.
Do spożycia: 30.11.2019


Czasami trzeba sobie zrobić odskocznie od tych wszystkich sztosów i skoczyć do lodówki po coś klasycznego. Tak samo jest z browarami, tylko na odwrót. Owszem, można pić piwa od znanych i sprawdzonych rzemieślników, ale trzeba też być dzielnym i spróbować czegoś nowego from time to time.

I tutaj właśnie pojawia się najnowsze nadodrzańskie dziecko, jakim jest Browar Odrzański (z Nowej Soli). Kontraktowiec warzący w Profesji, którego założycielem jest Krzysztof Czechanowski. Zawsze powtarzałem, że lubuskie potrzebuje więcej browarów (no, bo kto o zdrowych zmysłach zaliczy Witnicę do godnych przedstawicieli regionu...).


Muszę przyznać, że etykiet są naprawdę ładne. Facjaty regionalnych bóstw bardzo fajnie prezentują się na prostym tle, bez zbędnych napisów itp. Samo piwo to już dość przyciemnione złoto (albo i nawet miedź). Ciężkie, craftowe życie przyzwyczaiło mnie do jaśniejszych pilsów, jeśli mam być szczery. Jest też delikatnie zamglone. Piania wysoka, ale bardzo szybko się ulatnia pozostawiając delikatny lacing na ściankach.


No to mamy małą lipę proszę państwa. Aromat nawet nie próbuje się pokazać, przypomina trochę takiego nastolatka (lekko emo) na pierwszej dyskotece w gimnazjum. Z nikim nie rozmawia, stoi gdzieś w kącie i boi się, że jeszcze zwróci na siebie uwagę. Możecie próbować coś wywąchać, ale jedyne co poczujecie to delikatny chlebek, nic więcej. Po ogrzaniu (co średnio ma sens przy pilsie) wychodzą jeszcze nuty ziołowe.

W ustach na szczęście jest o wiele lepiej. Mamy fajne ciałko (jak na ten styl) i chrupką teksturę. Średnie wysycenie przyjemnie sobie folguje po języku. W smaku przyjemna podstawa słodowa, wyraźna, ale nie dominująca przesadnie. Taki chlebek (a może bardziej zbożowość po prostu) posmarowany cienką warstwą miodu. Potem mokra trawa o poranku i trochę ziółek. Nie dają rady słodowości, ale nie muszą. Chmielowość jest bowiem wystarczająco wyczuwalna. Goryczka... ok, mogłaby być wyższa trochę jak na pilsa. Profil ma czysty za to, bardzo fajny muszę nadmienić. Na finiszu wychodzi więcej ziół (w sumie to momentami zaczynają dominować) i takie niespodziewane, grapefruitowe zacięcie. W smaku naprawdę dobry przedstawiciel stylu, trochę taki blend pomiędzy pilsem niemieckim a nowofalowym, ale na szczęście udany. Aromat do poprawy i mógłby być tzw. daily driver dla mnie.

----------

Styl: Pils
Alk: 4,5% Obj.
Ekstrakt: 12°
IBU: 2/5
Skład: słód (pilzneński, caramel pils), chmiel (Tradition, Iunga), drożdże W34/70.
Do spożycia: 30.04.2020


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com