Śledź mnie na:

Poznańskie Powroty Piwne



By  Piwny Brodacz     10.8.21    Tagi:,,, 

 

Czy to już można? Czy sezon festiwalowy rozpoczął się na dobre? Jeśli nagle nie przyjdzie kolejna "fala", to chyba tak... Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem foliarzem i wiem, że Koronka jest prawdziwa. Śmieszy mnie jednak okłamywanie (i to nie tylko u nas) ludzi statystykiami, które sobie każdy rządzący może ułożyć pod siebie.


Ale my nie o tym mieliśmy. Wróćmy do rzeczy przyjemnych jakimi są pełnoprawne festiwale piwne. Pierwszym, na który się wybrałem w tym roku były Poznańskie Targi Piwne. Prowadzone przez Majkela "Chmielobrodego". To już drugi rok, nie licząc przerwy zeszłorocznej.


Kacowa Joga.



W tym roku umiejscowienie w halach zmieniło się trochę, według mnie na lepsze. Gastro wyleciało (znowu) na dwór, co przy tak pięknej pogodzie wydawało się być oczywiste. Dużo stołów pod namiotami do siedzenia, a i same food trucki nie kisiły się we własnych spalinach. Ostatnio cała hala była skąpana w oleju... Dlatego duży plus dla organizatorów. Scena też została przeniesiona na dwór. Niby pomysł dobry, ale mogli nagłośnić też halę, bo dużo ludzi nie wiedziało, że coś się na tej scenie dzieje w danym momencie (jak rozdanie nagród Greater Poland Beer Cup np.).



"Boże co ja żem uczynił..."



Byłem przekonany, że na Piwną Maturę przyjdzie mało osób. W końcu sama hala (oprócz jednego, wielkiego banera) była, co tu dużo mówić, średnio oznakowana. Ku mojemu zdziwieniu jednak sala pękała w szwach. No i też wyszło szydło z worka, bo wypełniłem arkusz i okazało się, że te blogiery cholerne nie wiedzą nic o piwie.






Ciężko było też określić co z frekwencją. Na początku wydawało mi się, że ludzi jest niespotykanie mało. Jak tak jednak teraz myślę, to dużo osób siedziało na dworze. Nie zmienia to jednak faktu, że marketingu jako takiego w ogóle nie było, nawet przy samym wejściu na Targi. Z tego co mi mówili organizatorzy, mieli cholernie mało czasu na to, bo pozwolenia wydawane są przez pandemię z dnia na dzień.


"A mogłem siedzieć w domu i streamach zarabiać..."




Co do samych piw... Bogu dzięki za mini teku z Browaru Fortuna. Ich wymrażany, podwójnie leżakowany, kawowy i cholera wie co jeszcze porter rozwalił system, ale to nie od niego zacząłem o dziwo. Pierwszy na salony wjechał Savage 1 z Brokreacji, w plastiku. Piękne było to piwo, nie zapomnę go nigdy (zabrałem do domu czystą wersję). Po paru takich grubasach chciałem przepłukać kubki smakowe czymś rześkim. Padło na Bazaar 3 z Deer Bear. Topowe piwo całego festiwalu według mnie. Jednak dopiero po fakcie zobaczyłem, że miało 7,5% alko... O późniejszym Polish Demolish, czyli imperialnym pastry stoucie nawet wspominać nie będę (tak, był dobry). Dzika IPA z Fortuny, czyli najnowszy Fortunatus była ok, ale trochę nie w moim guście muszę przyznać. Najnowsza warka Friend or Foe z Rockmilla za to jak najbardziej. Więcej grzechów nie pamiętam (a było ich trochę), ale warto też wspomnieć o domowych piwach. Np. jopejskim Kamila z AleChanted. Ten to potrafi w te jopejskie. Wyczaiłem nawet tonkę na stanowisku PSPD, której nikt nie chciał pić, a ja przytuliłem ją z chęcią.





W planszówki też można było pograć.

Browarów było na pewno mniej niż przy okazji ostatniej edycji. Można to jednak zrzucić na fakt, że w tym samym czasie odbywał się festiwal w Trójmieście. Oczywiście można też mieć pretensje o stoisko Lecha, ale... ludzie. Po pierwsze pewnie sami organizatorzy musieli ich wpuścić, no bo Poznań. Po drugie nikt tam prawie nie siedział. Najbardziej rozbawiło mnie to, jak biedne hostessy chodziły po stolikach rozdając próbki Lecha Free widząc zażenowanie (i może lekką pogardę) w oczach ludzi.





Wszyscy wiedzą, czym Brokreacja nie jest.

Jedzenie było, jak zwykle, przepyszne. Sam spałaszowałem burrito z Panczo, potem dumplingi z Mao Bao i zapieksa. Nie mogło być inaczej, bo w końcu impreza jest tak jakby połączeniem festiwalu piwnego i zjazdu food trucków.





Podsumowując uważam, że było to zacne rozpoczęcie sezonu festiwalowego (przynajmniej dla mnie). Mimo tego, że mogłem tam być tylko w piątek. Zostawiam Was zatem z resztą zdjęć, bo już mnie łapa boli od pisania po ostatnim wypadku na rowerze.










Mmm, tonka.




Fanty.


Piwny Brodacz

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi. Dzięki temu uświadomisz innym, że piwo nie kończy się na lagerach a i mi pomożesz w szerzeniu kraftowej kultury. Walczmy z koncernową niewiedzą, każdy z nas może być Rycerzem Ducha Kraftu! Pamiętaj też, że piwo kraftowe zmienia się i każda kolejna warka może inaczej smakować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Informacje prawne:

Treści na blogu przedstawiają autorską ocenę produktów i mają charakter informacyjny o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz. U. 2012 poz. 1356). Blog jest dziełem całkowicie hobbystycznym i nie przynosi żadnych zysków. Treści na blogu tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Copyright:

Wszystkie zdjęcia (jak i treści) na blogu są mojego autorstwa i nie zgadzam się na ich rozpowszechnianie, publikowanie, jakiekolwiek używanie (w celach zarobkowych lub nie) bez mojej zgody. Dotyczy to wszystkich mediów a głównie internetu, czasopism itd.

Kontakt:

Patryk Piechocki
e-mail: realdome@gmail.com